Wczoraj był 14 luty, a ja nawet się o tym św. Walentym nie zająknęłam... tymczasem dzień w tym aspekcie też był przemiły...
Po raz kolejny zrobiły na mnie wrażenie suszone pomidory. Pierwszy raz jadłam je u Ul, ale wtedy były na szpinaku, którego nie miałam w ustach od czasów przedszkola, bo wydawało mi się, że go nie lubię. Byłam w takim szoku, że jest pyszny, że pomidory przeszły prawie niezauważone, choć też były pyszne.
Wczoraj pomidory siedziały na pizzy obok grillowanych warzyw i kurczaka i to był HIT!.
Wróciłam do domu z mocnym postanowieniem ususzenia sobie pomidorowych zapasów.
Przepis jak to zrobić już mam (Google twoim przyjacielem...), więc prędzej czy później się za to zabiorę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz