Troskliwa mamusia jest już w drodze do przedszkola... tymczasem milusińscy oddają się jeszcze słodkiej porannej drzemce :)
Wzrusza mnie ten widok :)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą codzienność. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą codzienność. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 28 października 2010
niedziela, 26 września 2010
Eko
Zaczęłam sortować odpadki. Nigdy nie sądziłam, że do tego dojdzie... nie mam "eko-fioła", jem mięso, tylko sporadycznie noszę dzieci w chuście i używam jednorazowych pieluch. To co robię w 100% eko, to karmienie piersią, ale dowiedziałam się o tym dopiero niedawno, a karmię już ponad rok. A cha, podoba mi się też idea wielorazowych toreb na zakupy, a to dlatego, że takie torby potrafią być bardzo cool ;)
Ostatnio w związku z moją nową pasją do zabaw i zabawek, coraz częściej trafiam na ekologiczne strony i coraz więcej artykułów na ten temat przesiąka do mojej mózgownicy. I właśnie po jednym z takich artykułów... "A - pomyślałam - czemu by nie spróbować, nie wygląda to na takie trudne, jak myślałam."
Nie sortuję w 100% idealnie. Póki co mam pudełeczko po chusteczkach na nakrętki i osobny kubełek na plastik (stoi na balkonie). Myć nie trzeba, ale ja myję, bo czasem te uzbierane rzeczy mogą przydać się do zabaw z dziećmi ;) Mam też kartonik na makulaturę i tackę na szklane butelki i słoiki (tego akurat nie zużywa się dużo).
I tak to... kto by pomyślał ;D
Sortuję, bo lubię :)
Bez żadnej ideologii i bez potępiających spojrzeń ku tym, którzy tego nie robią.
Ostatnio w związku z moją nową pasją do zabaw i zabawek, coraz częściej trafiam na ekologiczne strony i coraz więcej artykułów na ten temat przesiąka do mojej mózgownicy. I właśnie po jednym z takich artykułów... "A - pomyślałam - czemu by nie spróbować, nie wygląda to na takie trudne, jak myślałam."
Nie sortuję w 100% idealnie. Póki co mam pudełeczko po chusteczkach na nakrętki i osobny kubełek na plastik (stoi na balkonie). Myć nie trzeba, ale ja myję, bo czasem te uzbierane rzeczy mogą przydać się do zabaw z dziećmi ;) Mam też kartonik na makulaturę i tackę na szklane butelki i słoiki (tego akurat nie zużywa się dużo).
I tak to... kto by pomyślał ;D
Sortuję, bo lubię :)
Bez żadnej ideologii i bez potępiających spojrzeń ku tym, którzy tego nie robią.
piątek, 24 września 2010
Chodnik nie łazienka
To plakat, który wisi w oknie jednej z naszych osiedlowych podstawówek. Ubawił mnie szczerze, kiedy zobaczyłam go pierwszy raz a dziś specjalnie do niego wróciłam by go uwiecznić.
No i coś zaczyna się dziać w tym temacie, dziś widziałam pana jak qpkę po pieseczku sprzątał, super! oby ta tendencja utrzymała się do wiosny! Trawnik też nie łazienka!
No i coś zaczyna się dziać w tym temacie, dziś widziałam pana jak qpkę po pieseczku sprzątał, super! oby ta tendencja utrzymała się do wiosny! Trawnik też nie łazienka!
czwartek, 23 września 2010
Poczta 4 - kolejny odcinek noweli pocztowej ;)
Byłam dziś na poczcie odebrać paczkę... Zdjęli zegar ze ściany. Szczęśliwi czasu nie liczą ;) teraz takie puste miejsce po tym zegarze straszy ze ściany, nie rokuje to najlepiej dla oczekujących...
Przyszłam, patrzę kolejka taka, że przez drzwi już wychodzi... wycwaniłam się, zajęłam miejsce i poszłam do sklepu. Zanim poszłam stwierdziłam tylko z zadziwieniem że aż trzy okienka czynne (!). Czyżby jakaś rewolucja?
Żadna rewolucja.
Zanim moja kolej była, już tylko jedno okienko działało. Panie w pozostałych dwóch zarządziły "Przerwę technologiczną, 15 minut, przepraszamy"
Spoko, toż szczęśliwi czasu nie liczą.
Przyszłam, patrzę kolejka taka, że przez drzwi już wychodzi... wycwaniłam się, zajęłam miejsce i poszłam do sklepu. Zanim poszłam stwierdziłam tylko z zadziwieniem że aż trzy okienka czynne (!). Czyżby jakaś rewolucja?
Żadna rewolucja.
Zanim moja kolej była, już tylko jedno okienko działało. Panie w pozostałych dwóch zarządziły "Przerwę technologiczną, 15 minut, przepraszamy"
Spoko, toż szczęśliwi czasu nie liczą.
piątek, 3 września 2010
Przedszkolnie
Powracam do moich porankowych zwyczajów. Po pierwsze budzę się znaaaacznie wcześniej niż w wakacje, po drugie wyprawiam do Przedszkola Alę a siebie i Antka zabieram na poranny spacer. Za dużo tego deszczu ostatnio, ale wszystko to i tak ma wiele uroku. Nareszcie mamy nasz ulubiony chleb, który w wakacje był już wykupiony, gdy docierałam do sklepu koło południa.
Teraz koło południa mam już wszystkie zakupy zrobione i spacer zaliczony, a Antek udaje się na drzemkę :)
Delektuję się ciszą. Uwielbiam ten spokój w domu, ładuję akumulatory, nadrabiam zaległości w prasowaniu i porządkowaniu, robię plany... szydełkuję, wymyślam... Och! nareszcie mam czas pomyśleć, a nie robić wszystko jakby z automatu...
Ala wraca z Przedszkola zadowolona, niewiele mówi, ale czasem coś jej się przypomni i wtedy udaje się wyciągnąć z niej kilka zdań na temat tego, co robiła, co jadła, jak się bawiła... Razem z M. wyławiamy te zdania niczym cenne perły i potem wymieniamy się wiadomościami. To daje nam jako taki obraz tego, co działo się z naszą dziewczynką przez 7 godzin.
Po pobycie na "obcym gruncie", gdzie cały czas stara się być grzeczna, posłuszna i cicha w domu jest w 200% sobą, z podwójną energią próbuje przeprowadzić swoją wolę, z podwójną siłą skacze, biega, śmieje się, ale też piszczy i płacze.
Dobrze, że już weekend :)
Teraz koło południa mam już wszystkie zakupy zrobione i spacer zaliczony, a Antek udaje się na drzemkę :)
Delektuję się ciszą. Uwielbiam ten spokój w domu, ładuję akumulatory, nadrabiam zaległości w prasowaniu i porządkowaniu, robię plany... szydełkuję, wymyślam... Och! nareszcie mam czas pomyśleć, a nie robić wszystko jakby z automatu...
Ala wraca z Przedszkola zadowolona, niewiele mówi, ale czasem coś jej się przypomni i wtedy udaje się wyciągnąć z niej kilka zdań na temat tego, co robiła, co jadła, jak się bawiła... Razem z M. wyławiamy te zdania niczym cenne perły i potem wymieniamy się wiadomościami. To daje nam jako taki obraz tego, co działo się z naszą dziewczynką przez 7 godzin.
Po pobycie na "obcym gruncie", gdzie cały czas stara się być grzeczna, posłuszna i cicha w domu jest w 200% sobą, z podwójną energią próbuje przeprowadzić swoją wolę, z podwójną siłą skacze, biega, śmieje się, ale też piszczy i płacze.
Dobrze, że już weekend :)
piątek, 20 sierpnia 2010
Po wakacjach
Jeszcze tylko tydzień i życie wróci do poprzedniego rytmu.
Podstawowe warunki moich udanych wakacji zostały spełnione:
dużo lodów, dużo czytania, rowery i woda... mniam! bonusem było też to, że udało mi się nawet coś narysować i prawie tydzień spędziliśmy pod jednym dachem z kotami :) chciałabym może troszkę więcej ciszy, ale dopóki jeździć będą z nami dzieci mogę się z tym chyba pożegnać... W tym roku zdałam sobie sprawę z tego, że choć są wakacje i wyjeżdżamy, to jednak moje życie nie ulega aż takiej zmianie i na "urlopie" nie mam wcale aż tyle więcej wolnego czasu, by nie wiadomo było, co z nim robić. Czas, który poświęciłabym na gotowanie obiadu i inne rzeczy które robię w domu, i tak został szczelnie zagospodarowany przez dzieci... To oznacza, że całe moje życie to jeden wielki urlop, albo praca...
Muszę nauczyć się wypoczywać w obecności dzieci i one też muszą nauczyć się pozwalać mi na odpoczynek.
Moim tegorocznym wyczynem było samotne przepłynięcie zalewu. Dla takiego czajnika jak ja, to naprawdę coś! To, że zalew nie był wcale głęboki okazało się dopiero w drodze powrotnej, kiedy to stanęłam zwyczajnie na jego środku a woda sięgała mi ledwo do brody :P :D.
Tak się złożyło, że obie lektury, które pochłonęłam sprawiły, że mogę jedynie dziękować za moje tu i teraz.
Pierwsza z nich - "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" Lisy See - opowiada o życiu Chinek w czasach, gdy w Chinach krępowano kobietom stopy. Niezwykła jest ta ich kultura, niesamowicie odmienna od naszej, aż w głowie się nie mieści...
Druga - "Biała Masajka" Corinne Hoffman - to z kolei historia szalonej (z mojego punktu widzenia) miłości między Corinne - Szwajcarką a Lketingą - Masajem. I znowu opis świata, kultury, rzeczywistości skrajnie innych niż nasze - polskie, europejskie...
Z całym szacunkiem, ale nie chciałabym ja być Chinką ani Masajką... oj nie...
Podstawowe warunki moich udanych wakacji zostały spełnione:
dużo lodów, dużo czytania, rowery i woda... mniam! bonusem było też to, że udało mi się nawet coś narysować i prawie tydzień spędziliśmy pod jednym dachem z kotami :) chciałabym może troszkę więcej ciszy, ale dopóki jeździć będą z nami dzieci mogę się z tym chyba pożegnać... W tym roku zdałam sobie sprawę z tego, że choć są wakacje i wyjeżdżamy, to jednak moje życie nie ulega aż takiej zmianie i na "urlopie" nie mam wcale aż tyle więcej wolnego czasu, by nie wiadomo było, co z nim robić. Czas, który poświęciłabym na gotowanie obiadu i inne rzeczy które robię w domu, i tak został szczelnie zagospodarowany przez dzieci... To oznacza, że całe moje życie to jeden wielki urlop, albo praca...
Muszę nauczyć się wypoczywać w obecności dzieci i one też muszą nauczyć się pozwalać mi na odpoczynek.
Moim tegorocznym wyczynem było samotne przepłynięcie zalewu. Dla takiego czajnika jak ja, to naprawdę coś! To, że zalew nie był wcale głęboki okazało się dopiero w drodze powrotnej, kiedy to stanęłam zwyczajnie na jego środku a woda sięgała mi ledwo do brody :P :D.
Tak się złożyło, że obie lektury, które pochłonęłam sprawiły, że mogę jedynie dziękować za moje tu i teraz.
Pierwsza z nich - "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" Lisy See - opowiada o życiu Chinek w czasach, gdy w Chinach krępowano kobietom stopy. Niezwykła jest ta ich kultura, niesamowicie odmienna od naszej, aż w głowie się nie mieści...
Druga - "Biała Masajka" Corinne Hoffman - to z kolei historia szalonej (z mojego punktu widzenia) miłości między Corinne - Szwajcarką a Lketingą - Masajem. I znowu opis świata, kultury, rzeczywistości skrajnie innych niż nasze - polskie, europejskie...
Z całym szacunkiem, ale nie chciałabym ja być Chinką ani Masajką... oj nie...
wtorek, 3 sierpnia 2010
Rewolucja
Drodzy czytelnicy, drodzy Przyjaciele!
Rewolucja na blogu!
Jako, że moje dziecię tworzy codziennie kilka nowych prac (ostatnio przy każdych zakupach w supermarkecie kupuję plastelinę) postanowiłam założyć nowego bloga.Rewolucja na blogu!
Blog nazywa się A tak się bawimy i można na nim przeczytać o zabawach z przedszkolakiem, a przy okazji obejrzeć galerię prac mojej małej artystki ;)
Z związku z powyższym przeniosłam część wpisów z tego bloga (te, które dotyczył bezpośrednio zabaw z dziećmi) do tamtego - tak dla porządku ;)
Zapraszam :))
czwartek, 22 lipca 2010
Niecierpliwe doczekanie się
Przy Antku delektuję się każdą chwilą jego dzieckości, nie zastanawiam się, kiedy zacznie chodzić, kiedy zacznie sam jeść, kiedy zacznie mówić... Jest jak jest i to jak jest budzi mój codzienny zachwyt.
Przy Ali było trochę inaczej, to chyba normalne, że przy pierwszym dziecku rodzic nie może doczekać się pierwszego uśmiechu, słowa, kroczku. Te pierwsze razy są takie wyczekane i radośnie celebrowane, komentowane szeroko i dokumentowane w albumach i pamiętnikach.
Trochę zdryfowałam, ale chciałam powiedzieć, że nie mogłam doczekać się momentu, kiedy będę mogła wykonywać z moją córeczką plastyczne prace. W wyobraźni już wiele razy przygotowywałam dla niej stanowisko pracy, wymyślałam zadania itp. ciągle jednak było na to za wcześnie... iiii... w końcu ten moment nadszedł :) Przez ostatni tydzień prawie codziennie coś razem tworzyłyśmy. A to nawlekałyśmy koraliki, a to malowałyśmy, wyklejałyśmy, wycinałyśmy...
Uwielbiam to!
Uwielbiam też, bo widzę, że to nas bardzo zbliża i nam obu sprawia dużo przyjemności.
Drodzy czytelnicy, za rogiem czai się seria wpisów, w których chwalić się będę dziełami Ali oraz pomysłami na zabawy z trzylatkiem.
W dużym stopniu pomagają mi zeszyty, które Ala dostała od wujka i cioci:
Przy Ali było trochę inaczej, to chyba normalne, że przy pierwszym dziecku rodzic nie może doczekać się pierwszego uśmiechu, słowa, kroczku. Te pierwsze razy są takie wyczekane i radośnie celebrowane, komentowane szeroko i dokumentowane w albumach i pamiętnikach.
Trochę zdryfowałam, ale chciałam powiedzieć, że nie mogłam doczekać się momentu, kiedy będę mogła wykonywać z moją córeczką plastyczne prace. W wyobraźni już wiele razy przygotowywałam dla niej stanowisko pracy, wymyślałam zadania itp. ciągle jednak było na to za wcześnie... iiii... w końcu ten moment nadszedł :) Przez ostatni tydzień prawie codziennie coś razem tworzyłyśmy. A to nawlekałyśmy koraliki, a to malowałyśmy, wyklejałyśmy, wycinałyśmy...
Uwielbiam to!
Uwielbiam też, bo widzę, że to nas bardzo zbliża i nam obu sprawia dużo przyjemności.
Drodzy czytelnicy, za rogiem czai się seria wpisów, w których chwalić się będę dziełami Ali oraz pomysłami na zabawy z trzylatkiem.
W dużym stopniu pomagają mi zeszyty, które Ala dostała od wujka i cioci:
"Teczka 3 - latka. Zgaduję, rysuję, maluję" - Elżbieta Lekan


Polecam każdemu rodzicowi trzylatka. Ładne obrazki, ciekawe i zróżnicowane zadania. Świetnie dobrane do możliwości dziecka w tym wieku. Fajne jest też to, że wykonanie pracy nie zajmuje dużo czasu, więc dla co bardziej niecierpliwych dzieci nadaje się doskonale - atrakcyjny efekt przychodzi szybko i zachęca do rozwiązywania kolejnego zadania.
sobota, 10 lipca 2010
Biało-czerwono
sobota, 3 lipca 2010
PLASTER DESIGN i pomysł na biznes ;)
Ala paskudnie rozbiła kolano... to pierwsze paskudnie rozbite kolano w mojej karierze mamy... Zakupiłyśmy stosowne kolorowe plasterki z niejakim Kubusiem P. i, jako że nie nadawały się do niczego innego przykleiłyśmy na nadgarstki, gdzie pełnią rolę bransoletek...
Na kolano powędrował zwykły - porządny za to - plaster, pomalowany flamastrami w motyw kwiatowy powtarzający się bluzeczce :)
Może powinnam się tym zająć na poważnie? Otworzyłabym w parku stoisko opatrunkowe w jakimś najbardziej kolizyjnym miejscu i malowała dzieciom plasterki... :D
LOL
Na kolano powędrował zwykły - porządny za to - plaster, pomalowany flamastrami w motyw kwiatowy powtarzający się bluzeczce :)
Może powinnam się tym zająć na poważnie? Otworzyłabym w parku stoisko opatrunkowe w jakimś najbardziej kolizyjnym miejscu i malowała dzieciom plasterki... :D
LOL
czwartek, 1 lipca 2010
Poczta 3
Dziś znowu polecony odbierałam... że też...
Tym razem nie było ani trochę wesoło...
upał + wschodnie okna (zapamiętać: nie chodzić tam w słoneczne poranki) + brak wentylacji = ponad 30 stopni w dusznym nieprzyjaznym pomieszczeniu z jednym jedynym czynnym okienkiem jak zwykle
Na prawdę dziś było bez żartów...
Po 30 min. czekania, kiedy rozebrany już prawie do naga Antek zaczął przejawiać niezadowolenie, a przy okienku stał cały czas ten sam pan (tym razem chodziło o rejestrację odbiornika) zaś drugie okienko nijak nie chciało się uruchomić ludzie zaczęli się awanturować :)
Ja z dwójką małych dzieci, kobieta przede mną też + jeszcze dwie osoby przed i chyba z 10 za mną (już bez dzieci, ale za to w pośpiechu), a tu jedno tylko okienko czynne, no sorry...
Ludzie dzwonili do znajomych, żeby im poszukali numeru telefonu do naczelnika tej poczty i krzyczeli, że będą składać skargi...
I co? Pan z poczty, zamiast pokornie powiedzieć "Bardzo państwa przepraszam, jest okres urlopowy, koleżanka segreguje pocztę, za chwilę podejdzie". Miał do nas pretensje, że nam się nie podoba 20 minutowa przerwa śniadaniowa. Przy czym ja czekałam już pół godziny (tym razem coś mnie tknęło i wchodząc spojrzałam na zegarek), a przede mną jeszcze cztery osoby, więc ta przerwa trwała już ponad 40''. Tak samo pani z poczty, która w końcu też łaskawie podeszła do drugiego okienka, cała w pretensjach i ani słowa przepraszam...
Swoją drogą straszna to musi być praca - w ciągłym stresie, bo wiadomo, że ludzie na pocztę przychodzą zazwyczaj w niedoczasie i każdy na maksa się spieszy, albo do domu albo do pracy...
Fakt jednak, że w tym oddziale, zawsze, przezawsze czeka się długo i czynne jest tylko jedno okienko, a w słoneczne dni jest tam istna sauna...
Tym razem nie było ani trochę wesoło...
upał + wschodnie okna (zapamiętać: nie chodzić tam w słoneczne poranki) + brak wentylacji = ponad 30 stopni w dusznym nieprzyjaznym pomieszczeniu z jednym jedynym czynnym okienkiem jak zwykle
Na prawdę dziś było bez żartów...
Po 30 min. czekania, kiedy rozebrany już prawie do naga Antek zaczął przejawiać niezadowolenie, a przy okienku stał cały czas ten sam pan (tym razem chodziło o rejestrację odbiornika) zaś drugie okienko nijak nie chciało się uruchomić ludzie zaczęli się awanturować :)
Ja z dwójką małych dzieci, kobieta przede mną też + jeszcze dwie osoby przed i chyba z 10 za mną (już bez dzieci, ale za to w pośpiechu), a tu jedno tylko okienko czynne, no sorry...
Ludzie dzwonili do znajomych, żeby im poszukali numeru telefonu do naczelnika tej poczty i krzyczeli, że będą składać skargi...
I co? Pan z poczty, zamiast pokornie powiedzieć "Bardzo państwa przepraszam, jest okres urlopowy, koleżanka segreguje pocztę, za chwilę podejdzie". Miał do nas pretensje, że nam się nie podoba 20 minutowa przerwa śniadaniowa. Przy czym ja czekałam już pół godziny (tym razem coś mnie tknęło i wchodząc spojrzałam na zegarek), a przede mną jeszcze cztery osoby, więc ta przerwa trwała już ponad 40''. Tak samo pani z poczty, która w końcu też łaskawie podeszła do drugiego okienka, cała w pretensjach i ani słowa przepraszam...
Swoją drogą straszna to musi być praca - w ciągłym stresie, bo wiadomo, że ludzie na pocztę przychodzą zazwyczaj w niedoczasie i każdy na maksa się spieszy, albo do domu albo do pracy...
Fakt jednak, że w tym oddziale, zawsze, przezawsze czeka się długo i czynne jest tylko jedno okienko, a w słoneczne dni jest tam istna sauna...
wtorek, 29 czerwca 2010
Marzenia mamy.
poniedziałek, 28 czerwca 2010
Wakacje na start
Lato i wakacje ruszyły pełną parą. Mam teraz w domu dwoje dzieci i staram się do tego przyzwyczaić. Twórcze podejście do tego wyzwania nie zawsze jest moim udziałem, ale staram się jak mogę, uff.
Pierwszy wakacyjny poniedziałkowy poranek uczciliśmy rozwieszeniem hamaka na balkonie. Zabawy z tym jak zwykle bez liku. Ala dostała do ręki sznurek, by mogła bujać się sama, potem przez chwilę huśtała też Antka.
Lubię ten balkon. Dziś odkryłam, że nawet mogę na nim prasować :)
Pierwszy wakacyjny poniedziałkowy poranek uczciliśmy rozwieszeniem hamaka na balkonie. Zabawy z tym jak zwykle bez liku. Ala dostała do ręki sznurek, by mogła bujać się sama, potem przez chwilę huśtała też Antka.

czwartek, 24 czerwca 2010
Koralikowo
Jeszcze się chyba nie zdarzyło bym sobie kupiła jakieś korale i zaczęła je nosić w zastanym stanie. Zwykle coś mi się nie podoba, jakieś korale mi się nie podobają, inne są nie tak ułożone... Te zakupione ostatnio też spotkał podobny los - przewlekanie. Usunęłam kilka sztuk, które nijak mi tam nie pasowały i przy okazji wyskubałam kilka srebrnych listków, z których popełniłam kolczyki do kompletu. Jestem zadowolona. Są niesymetryczne, a więc udało mi się pokonać wewnętrzną skłonność do symetrii i podążyć za głoszonym na moim Wydziale haśle:
"Osiowość - tak, symetria - nie..."
Oto efekt:
Fala przewlekania poniosła mnie w kierunku bransoletek, jutro powędrują do butiku Caren, a dziś wyglądają tak:
"Osiowość - tak, symetria - nie..."
Oto efekt:


wtorek, 22 czerwca 2010
Poczta 2
Nie cierpię listów poleconych. Trzeba je odbierać na poczcie i zwykle nie zawierają nic ciekawego. Zupełnie inaczej niż paczka. Paczka to taki jakby prezent, to co, że sama za niego zapłaciłam? Paczka przychodzi po kilku dniach, kiedy o płaceniu już się nie pamięta i jest taką miłą niespodzianką... Tymczasem listy polecone zawierają z reguły nowe wersje regulaminu, albo aktualizację ubezpieczenia albo inne nudne rzeczy, a swoje na poczcie odstać trzeba.
Tak, znowu byłam dziś na poczcie... Nie pytajcie ile czasu. Zegar pocztowy na wszelki wypadek stał w miejscu... Przede mną tylko trzy osoby. Po baczniejszej jednak analizie sytuacji z łatwością dostrzec można, iż nie są to "tylko trzy" osoby a raczej "dwie osoby + Zakała"...
ech... Jedyna pani, przy jedynym czynnym okienku obsługiwała pana Z. a tymczasem Antek w świetnym humorze zabawiał ogonek petentów, którzy za nami się ustawili: pana z brzuszkiem, który miał wielką potrzebę opowiadania żartów, panią w kolorowej kurtce, pana nieśmiałego i pana w przedziwnym stroju, który chciał tylko kupić kopertę.
Tak, znowu byłam dziś na poczcie... Nie pytajcie ile czasu. Zegar pocztowy na wszelki wypadek stał w miejscu... Przede mną tylko trzy osoby. Po baczniejszej jednak analizie sytuacji z łatwością dostrzec można, iż nie są to "tylko trzy" osoby a raczej "dwie osoby + Zakała"...
ech... Jedyna pani, przy jedynym czynnym okienku obsługiwała pana Z. a tymczasem Antek w świetnym humorze zabawiał ogonek petentów, którzy za nami się ustawili: pana z brzuszkiem, który miał wielką potrzebę opowiadania żartów, panią w kolorowej kurtce, pana nieśmiałego i pana w przedziwnym stroju, który chciał tylko kupić kopertę.
czwartek, 17 czerwca 2010
Kolczyki
Ostatnio, podobnie jak za studenckich czasów, wkręciłam się w kolczykowanie i zastanawiam się, czy by tego na szerszą skalę nie pociągnąć na jakiejś pakamerze czy gdzieś...
Poniższa seria jest edycją non-profit i dlatego w bardzo atrakcyjnej cenie dostępna jest w butiku Caren (kto wie, ten wie)...
Rozmyślam też nad moim brakiem przedsiębiorczości i nad tym, że nie potrafię chyba brać pieniędzy za coś, co lubię... a że większość rzeczy, które robię, robię z przyjemnością to jest, jak jest...
Poniższa seria jest edycją non-profit i dlatego w bardzo atrakcyjnej cenie dostępna jest w butiku Caren (kto wie, ten wie)...

środa, 16 czerwca 2010
Mamusinek
wtorek, 15 czerwca 2010
9 inside & 9 outside
Tosinek nasz skończył dziś 9 miesięcy! Spędził więc na tym świecie tyle samo czasu, co w brzuchu :)
Ostatnie dwa tygodnie były dla niego przełomowe: na dobre nauczył się siadać, pełzać, czołgać, czworakować, wspinać się i stawać a nawet chodzić przy meblach! Parę dni temu pojawił się też pierwszy ząbek :) Ruchliwy jest bardzo - co chłopak, to chłopak...

Je w 99% moje mleko i jest z tego bardzo zadowolony. Do innych potraw podchodzi z nieufnością, a od łyżeczki trzyma się na dystans.
Ostatnie dwa tygodnie były dla niego przełomowe: na dobre nauczył się siadać, pełzać, czołgać, czworakować, wspinać się i stawać a nawet chodzić przy meblach! Parę dni temu pojawił się też pierwszy ząbek :) Ruchliwy jest bardzo - co chłopak, to chłopak...

Je w 99% moje mleko i jest z tego bardzo zadowolony. Do innych potraw podchodzi z nieufnością, a od łyżeczki trzyma się na dystans.
wtorek, 18 maja 2010
Deszszszszczczczczowo
Po drugiej stronie lustra - tak jak po tej pierwszej - zimno, woda, dużo wody... ale nie aż tak dużo by nie można było w jej lustrze dostrzec delikatnego światła pozytywów. Dziś właśnie próbowałam się ich dopatrzeć...
Znalazłam takie:
Znalazłam takie:
- pranie w prawdzie nie schnie, ale za to łatwiej się je prasuje takie lekko wilgotne (warunek to prasować na bieżąco, ale ja ostatnio mam na tym punkcie świra)
- jak akurat nie pada, to na trawniki wylega cała masa ptactwa w poszukiwaniu smakowitych robali, a wiadomo nie od dziś, że ja bardzo lubię na ptactwo patrzeć...
- przelotne opady deszczu to świetny pretekst by zajrzeć do pobliskich butików ;D obłowiłam się znowuż...
- opady deszczu to, jakby nie patrzył, doskonałe alibi dla spacerowego lenistwa ;) choć po kilku przymusowych bezspacerowych dniach z chorutką Alą spacerowe lenistwo leży uśpione...
sobota, 15 maja 2010
To już 8 miesięcy!
Subskrybuj:
Posty (Atom)