poniedziałek, 24 listopada 2008

Basia

Poznałam poruszającą historię.
To historia o wielkiej miłości, o życiu w pełni aż do końca, o umieraniu.
W jej głębi kryje się nadzieja, siła miłości i wiary, a one nie mogą zasmucać.
Piękno nie zasmuca, piękno po prostu wzrusza...

niedziela, 23 listopada 2008

Między ziemią a niebem

Tam, gdzie byłam w weekend było biało, cicho i czysto.
Śnieg po horyzont, niesamowite światło zachodzącego słońca.
Tysiące jasnych iskierek spadających z drzew - miliony jasnych myśli spadających z Nieba.
Dobrze jest wyjechać poza miasto i spojrzeć na siebie z tego dystansu.
Dobrze jest wyjechać na reko.

wtorek, 18 listopada 2008

Skojarzenia

Może to dziwne skojarzenia, ale te baranki kojarzą mi się z pierwszym zdjęciem Ali, zrobionym jak miała 8 tygodni. Popatrzcie sami:


Szydełko

Jak tylko zrobiło się zimno od razu chwyciłam za szydełko.
Szydełkować nauczyła mnie Ula. Właściwie, nauczyła mnie rzeczy ważniejszej: lubić szydełkowanie.
Byłyśmy wtedy na 9-miesięcznej przygodzie w Hiszpanii i zaczynała się hiszpańska zima, która pod względem klimatycznym w najlepszym razie może przypominać polską lekką jesień. Przez tydzień może było trochę chłodniej, ale ci co nie mieli cieplejszych rzeczy (czyt.: ja) mogli po prostu przesiedzieć ten czas w domu ;)
Tak więc zaczynała się zima i poczułyśmy, że trzeba się na nią przygotować dziergając sobie czapkę i szalik. Hiszpanki patrzyły na nas - dzielnie dziergające - prawie jak na okazy w ZOO... ale my byłyśmy przecież z Polski, więc nawet jeśli żadna współczesna 22-letnia Polka nie robi sobie w Polsce szalika na szydełku, nawet jeśli żadna nie pije każdej nocy kubka mleka i nie pożera kilogramów jabłek, to nasze: "Es que, somos de Polonia" było super wytłumaczeniem na każde nasze odstawanie od każdej (nie tylko tamtejszej) normy ;)

Wracając do szydełkowania. Odkąd mam Alę z szalików i czapek przerzuciłam się na kamizelki. W pasmanterii wypatrzyłam świetne guziki - pszczółki, więc przyozdobiłam też kamizelkę z zeszłego roku - jaka ona była maleńka! A tak to wygląda na mojej małej modelce:


PS. Ala oczywiście coś je... ;)

Być jak Martha Stewart

Zupełnie przez przypadek (i to kolejny dowód na to, że nie ma przypadków) nabyłam wczoraj wydanie specjalne magazynu Dom&Wnętrze - Martha Stewart Living... Polecam! ten numer okazał się bardzo dobry. Znalazłam w nim wiele inspirujących pomysłów na świąteczne dekoracje i kilkanaście przepisów na bożonarodzeniowe łakocie. Poza tym ciekawy artykuł o choinkach i genialne recepty na... bałwany.
Hm... kiedy ja ostatnio lepiłam bałwana? Już zapowiedziałam M., że będzie mi w wiadrach śnieg przynosił, żebym mogła stworzyć na balkonie śniegową menażerię ;)

PS. Mogłabym polecać ten numer z w pełni czystym sumieniem, gdyby nie zamieszczone w nim dziwne reklamy mebli firmy KLER - co najmniej nie stosowne, najlepiej od razu wyrwać i zapomnieć.

A kuku baranku!

Baranków przybywa, mam już napoczętych 7 z 10, tzn. wyhaftowałam im już wszystko prócz wełny, która ma być białą nitką - nie chcę. by się brudziła więc zostawiam ją sobie na koniec. Oczywiście baranki składają się głównie z wełny, więc jeszcze długa droga przede mną ;) stawianie xxxxxx szczelnie zapełnia mi wszystkie wolne chwile.


Ala reaguje na to moje haftowanie zaskakująco entuzjastycznie. Patrzy na baranki, które póki co ledwo widać i z radością pokazuje paluszkiem wołając: ooO! A jak haftuję i igła raz pokazuje się a raz znika pod kanwą, to Ala śmieje się: A kuku! i próbuje łapać uciekającą nitkę.

Radosna twórczość

Dziś narodziła się nowa artystka.
Ala poczuła zew, który od wieków ożywiał dusze artystów i podobnie jak jej jaskiniowi poprzednicy z groty w Lascaux, jak Michał Anioł w Kaplicy Sykstyńskiej, tak i ona... porysowała nam ściany...


Mała malarka wybrała sobie fragment ściany pod oknem, gdzie ukryta za firanką, w spokoju świętym nie przerywanym przez niczego nie podejrzewającą mamę, przez dłuższy czas, z właściwym jej rozmachem, mogła oddawać się tworzeniu.
W ten sposób powstała nowoczesna grafika w kolorze paryskiego błękitu.

Bogu dzięki, że to za firanką!... i za wynalazcę gumek do ścierania!

poniedziałek, 17 listopada 2008

Mól książkowy

Pragnę przedstawić Wam, niezwykłą artystkę, znalazłam ją przypadkiem szukając ilustracji do mojego bloga. Prace Sue Blackwell zapierają dech w piersiach.


Nie macie ochoty zrobić tego samego z Waszymi książkami? ;)

niedziela, 16 listopada 2008

xxx xxx xxx

Dałam się wciągnąć - nie dość, że w to blogowanie, to jeszcze w krzyżykowe wyszywanki. Tak, tak drodzy Państwo, ja haftuję, od wczoraj.
A było to tak...
Zaczęło się od tego, że przypomniałam sobie listę linków, które swego czasu przysłała mi Ju. Były to linki do różnych fajnych blogów. Autorki tych blogów trudnią się głównie wymyślaniem czegoś z niczego: szyją, tną, sklejają, a ja to uwiellllbiam. Przypomniałam więc sobie o tej liście, odszukałam i załadowałam do Google Reader.
Od tej pory w łatwy sposób jestem z tymi blogami na bieżąco i nie muszę tracić czasu na klikanie w każdy link osobno. Zaczęłam te blogi przeglądać i podziwiać a potem szukać podobnych i jak po nitce do kłębka, dotarłam do bloga pani M.
Napatrzyłam się na to wszystko i aż zasnąć nie mogłam, tak bardzo chciało mi się coś stworzyć.
Kiedy ja ostatni raz haftowałam? - na początku LO, chyba. Pamiętam, że bardzo to lubiłam, ale przestałam, bo nie bardzo wiedziałam, co robić z gotowymi robótkami. Takie za mało nowoczesne mi się to wydawało, by wieszać na ścianę. Teraz to co innego - blog pani M. uświadomił mi, że można też wyhaftować coś co będzie ładną ozdobą pasującą do nowoczesnego wnętrza, coś co takie wnętrze przemieni w miejsce z duszą.
Przekopałam Internet i znalazłam wzór do haftu ze słodkimi owieczkami (trochę go zmienię, ale o tym innym razem) - gotowy obrazek zawiśnie nad łóżeczkiem Ali. Już dawno nie robiłam nic na ścianę.


W piątek z wydrukowanym schematem ruszyłam na podbój mojej ulubionej (bo najbliższej) pasmanterii i wyszłam stamtąd z 15 (słownie: piętnastoma) kolorami mulin, kanwą i igłami. Do tanich to to hobby nie należy muszę rzec... ale to tak na marginesie.
Pasmanteria to dla mnie prawie jak kraina czarów, to jak dobrze wyposażony sklep plastyczny - morze możliwości, inspiracji i odkładanych w głąb pamięci pomysłów.
Obsłużyła mnie bardzo miła pani (obsługiwała mnie też jedna niemiła, ale o niej nie będę przecież pisać), która zapoznała mnie z całym ich hafciarskim asortymentem. Wspaniałe to jest!
"Za moich czasów nie było tylu rzeczy" - chciałoby się rzec.

Na szczęście to nadal są moje czasy ;)

piątek, 14 listopada 2008

Pierwsza cegiełka

Wszystko zaczęło się od tego, że Ju w końcu założyła bloga...
Pomyślałam wtedy "może ja też w końcu założę"?
To "w końcu" jest tu bardzo ważne, bo podobnie jak Ju nosiłam się z tą myślą od jakiegoś czasu tylko, że... tylko, że...no właśnie od jakiegoś czasu nie miałam czasu... poza tym musiałam wejrzeć w głąb siebie i dociec czy ja będę tego bloga faktycznie pisać? czy może będzie tak jak w dzieciństwie z zabawą w domek dla lalek? - zabawa kończyła się, gdy domek był już zbudowany, inne rzeczy mnie nie interesowały ;)
Ach... muszę przyznać, że i w wypadku bloga możliwość zmieniania szablonów, kolorów i kompozycji pociąga mnie niezmiernie... A może właśnie to mnie przekonało, że można go budować stale? każdy post to taka cegiełka i tak naprawdę nigdy nie będzie można powiedzieć KONIEC

PS. Dla niedomyślnych: "Druga strona lustra" wzięła się stąd, że jest Alicja.
Alicja jest moim niewyczerpanym źródłem inspiracji...