sobota, 1 maja 2010

2 maja

Dziś w planach mieliśmy rodzinny piknik w jednym z podwarszawskich lasów. Poranne pochmurne niebo nas nie zniechęciło i koło południa wyruszyliśmy... akurat zaczęło padać, ale skoro już byliśmy spakowani, kurczak upieczony, a trasa wytyczona...
Po dwugodzinnym samochodowym "spacerze" w deszczu nieco zawiedzeni wróciliśmy do domu.
Gdy zajechaliśmy akurat przestało padać... (jakieś nowe prawo Murfiego?)

Jedyny pożytek z tej wyprawy to kwiatowe zakupy, które zamieszkały już na balkonie:

Ala pomaga sadzić nowe kwiatki :)

2 komentarze:

BRUNO pisze...

fajna ogrodniczka! pozdrawiamy

Jo pisze...

dzięki, mr.brown też niczego sobie ;)
http://brunorebis.blogspot.com/2010/05/im-brown.html